Józef Robakowski jest artystą, który przestał nas zaskakiwać... Zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego, że każdy jego nowy projekt w jakiejś mierze jest kontynuacją poprzednich, ich uzupełnieniem bądź rozwinięciem wcześniej zasygnalizowanych idei. W kontekście współczesnego pola sztuki, które domaga się bezustannie "nowinek" i nowych liderów postawa Robakowskiego może wydawać się anachroniczna, idąca w poprzek notowań i zdroworozsądkowemu myśleniu. Świetnie ilustruje to fakt, że podczas ogłoszonego w grudniu ub. roku rankingu "Art. And Bussines" jedynie Łukasz Guzek, spośród sondujących "rynek" krytyków, wymienił autora "Obrazów energetycznych" jako największą indywidualność polskiej sztuki współczesnej. Dowodzi to, że Robakowski - nota bene autor filmów, cykli fotograficznych, rysunków, instalacji, obiektów, projektów konceptualnych, ponadto wykładowca, historyk sztuki oraz inicjator wielu ważnych zdarzeń i akcji artystycznych - nie wpisuje się w obowiązujący w mass-mediach paradygmat artysty. Czy jednak można mieć do niego o to pretensje, skoro jego pozycję budują kolekcje w znakomitych galeriach i placówkach muzealnych, dziesiątki indywidualnych i zbiorowych wystaw, a poza tym - co jest zasadnicze dla jego twórczości - wyciągnął dla siebie daleko idące wnioski z tego, co przydarzyło się sztuce światowej, zwłaszcza zaś neoawangardzie? Tak czy owak, podobna strategia należy dzisiaj do rzadkości.
Robakowski przed paru laty w jednym ze swoich tekstów programowych zwrócił uwagę, że współczesność końca wieku domaga się nowej ikony. Wiąże się to, co najbardziej zaskakujące, z pewną dwuznacznością, w jakiej funkcjonuje dzisiaj artysta. Z jednej strony spotykamy obszar figuracji, w której przedstawienie wraca do łask, choć w istocie jest to raczej rodzaj celebrowanej gry, z drugiej zaś - i to jest bez wątpienia zagadnienie bardziej skomplikowane - pojawiają się artyści, którzy świadomi Malewiczowskiego przewrotu, starają się zagospodarować terytorium obrazu niejako od początku. Że jest to praktyka wymagająca wiedzy i dynamiki, bo medium i komunikat stają się labilne, chciałoby się powiedzieć nomadyczne (gdyż ustawicznie zmienia się zakres znaczenia), to nie ulega dziś wątpliwości. W takiej postawie mieści się więc dyskomfort, ponieważ artysta ciągle musi walczyć z oporem materii, a zarazem ponosi na własną odpowiedzialność artystyczne ryzyko powtórzenia. Dlatego też w sytuacji zwyrodnienia obrazu, spowodowanego przez przerost ikon o trudnej do zidentyfikowania proweniencji, co sprawia, że mamy trudności w odróżnieniu kopii od oryginału, należy - jak postukuje Robakowski - zacząć od zera budowanie ikon reprezentujących TEN czas [1].
Najnowsza jego wystawa, prezentowana właśnie w Otwartej Pracowni, pokazuje - paradoksalnie - że każda taka próba skodyfikowania nowego obrazu nie przebiega w próżni i nie może obejść się bez ustosunkowania do schedy przeszłości. A w tym wypadku jest to indywidualne "panoptikum" artysty i... geometryzm w sztuce. Wracając przeto do wątku zawiązującego ten tekst, wypada powiedzieć, ze w istocie Robakowski niczym nie zaskakuje, a przecież jego działalność i prace są swoistym fenomenem w polskiej sztuce współczesnej. Obierając kurs na geometrię, nie odwzorowuje on absolutnego porządku, ale szuka ładu w obrębie własnej realności. Stąd zabieg ten - to kompilowanie potencjalnej ikony - zasadza się na bezustannym podważaniu modernistycznego dyskursu sztuki. Dlatego Robakowski - jak słusznie zauważa Magda Ujma - poszukuje w sztuce pęknięć, niekonsekwencji i napięć. To jest dla niego najbardziej płodne, najciekawsze [2].
Obiektem refleksji i wizualnej penetracji Robakowskiego - jego modus procedendi - stają się figury i przedstawienia, które nawiązują do idei energetyki, wydolności i zmienności ludzkich potencjałów. Zostają one - zgodnie zresztą z temperamentem artysty - poddane imperatywowi geometrii, ale - pamiętajmy - dość przewrotnie rozumianej, gdyż geometria owa ma być "intuicyjna". Część spośród eksponowanych w galerii prac to zatem realizacja tego postulatu. Pojawiają się w nich unaocznienia zastosowania "kątów", które dla autora stały się już przed laty kulturowymi formami osobistego fetyszu [3]. Rzecz ciekawa, że mentalny odczyn, ów szczególny nacisk na odciśnięcie ekspresywnych walorów swej osobowości, odciska się właśnie w tych geometryzujących pracach. Artysta znakomicie wykorzystuje ich kinetyczną siłę. Metoda polega na "nakładaniu" ich w siatkę (albo kratę, jak chce Rosalind Krauss) kreowanej rzeczywistości i w ten sposób za każdym razem stwarza on nową sytuację estetyczną, której atrybutem jest jej spory potencjał energetyczny. Energia - w równej mierze "podmiotu", co rozmieszczonych w przestrzeni figur - wypracowuje w rezultacie pewien niepowtarzalny modus. Robakowski koncentruje się na tych właściwościach psychofizycznych, które pozwalają mu - niekiedy nie bez uciekania się do manipulacji odbiorcą - pokazać substancjalną zawartość tworzonego ideogramu A zatem własna motoryczność biologiczna, a także próby gry czy wręcz mistyfikacji - poprzez zestawianie kątów w przestrzeni - tworzą swoistą energetykę, zaś jej napięcie daje możność wyeksponowania sytuacji komunikacyjnej. Jest to niezwykle przemyślany proces, którego genealogii należałoby doszukiwać się w myśli konceptualnej.
Osobnym, choć ciekawym, aspektem tych prac jest procedura ich wyłaniania i stopniowanej przez czas entropii. Egzemplifikuje to w szczególności cykl "Termogramy". Są to prace powstałe w wyniku nagrzewania papieru faksowego, uprzednio pokrytego przez artystę rozmaitymi przedmiotami. "Termogramy" są "dziełem" przemieszczającej się energii cieplnej, która - podczas eksponowania prac - w wolniejszym już tempie, sprawia, że zmatrycowane wizerunki zmieniają swoją barwę. Nieco podobnie, jak to ma miejsce u Opałki, zmierzają one więc w stronę monochromu. Ten czysto fizyczny proces - okazuje się - ma także swój ontologiczny wymiar i jest to poniekąd przyczynek do innego nieco spojrzenia na te prace. Zmienność zatem staje się kolejną dystynkcją, która otwiera nowe możliwości interpretacyjne. Uwzględniwszy jeszcze z kolei fakt, że proces tworzenia znaku ikonicznego odbywa się dzisiaj w sytuacji lawinowego rozplenienia się znaczenia, odbiorca zostaje postawiony w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Robakowski na szczęście wygenerował system, który opatruje autokomentarzem, licznymi tekstami krytycznymi, co sprawia, że sztuka ta jest bardziej klarowna i czytelna. Absorbuje uwagę i "emituje" emocje, odczucia, wyobrażenia. W czasach ironii daje też wiele do myślenia.
1
Józef Robakowski, Obrazy inicjalne, [w:] Kąty energetyczne.1975 - 1996, kat. wyst., Galeria Kronika, Bytom, 1996
2
cyt. za: Józef Robakowski, Obrazy organiczne. 1958 - 2003, kat. wyst., Galeria Sektor I, Katowice 2003)
3
Józef Robakowski, Obrazy inicjalne...