Są piękne, kolorowe i nic nie znaczą, za co bardzo je kocham... Te słowa Józef Robakowski napisał o Termogramach [1] - serii prac pochodzącej z ostatnich lat.
Termogramy to obrazy metalowych części, i rozmaitych przedmiotów, zawiasów, śrub, widelców, kół zębatych nałożonych na siebie, równomiernie na całej powierzchni obrazu. Obraz ten powstaje bez użycia kamery i żadnego pośrednictwa narzędzia. Za jego powstanie odpowiadają procesy termiczne wywołane przez artystę. Lecz nie jest on w stanie przewidzieć ostatecznego efektu tego działania.
Obraz ten istnieje w sposób niezależny. Można powiedzieć - robi nam kawał. Ledwie się do niego przyzwyczaimy - zaczyna znikać, a zanim zostanie pochłonięty przez żółtawe tło kartki, bez przerwy ulega zmianom. Najpierw tracą ostrość kształty dalsze, położone w tle, a potem rozmywaj ą się niemal w oczach już wszystkie.
Tropienie wszelkich "pęknięć" na obrazie, pokazywanie jego nieprzewidywalności, braku związku z rzeczywistością, a wreszcie jego niezależności od "autora" - jest stałym motywem twórczości i przez swą częstotliwość występowania, jakby obsesją Robakowskiego. Cały czas trwa u niego zdziwienie że fotografia utraciła status prawdy, że moralność [obrazu] ulega systematycznej degradacji. [2] To zdziwienie wzięło się ze studiów na łódzkiej Filmówce, gdzie został nauczony, że obraz fotograficzny bezbłędnie odbija rzeczywistość. Tymczasem, teraz, jak mówi Robakowski, jego studenci na tej samej uczelni, uważają za rzecz oczywistą, że fotografia nie ma nic wspólnego z prawdą.
Tym, co zastanawia, jest nie tylko wygląd Termogramów, ale użycie przez ich wynalazcę słowa "kocham". Niewątpliwie jest to słowo prowokacyjne, użyte specjalnie i w określonym celu. Dlaczego jednak stwierdzenie, że artysta kocha własne dzieło, jest prowokacyjne? Bo jest to taki rodzaj relacji twórca - dzieło, która straciła aktualność. Sugeruje samozachwyt, niepotrzebnie wysoką temperaturę emocjonalną. Tymczasem dzisiaj artyści tworzą nie dzieła i nawet nie prace, tylko projekty. Wzięło się to między innymi z pojmowania artysty jako inżyniera-specjalisty, jako kogoś, kto w pracy posługuje się wiedzą, rozumem, a nie emocjami. Czyli w gruncie rzeczy "projekty" bliskie są tradycji konstruktywistycznej, konceptualnej, racjonalnej, z której bierze się twórczość Robakowskiego. Ale o projektach nie mówi się, że są piękne i że je się kocha.
Mamy więc tutaj i emocje, i ujawniającego się autora, jego ostentacyjną subiektywność. Nie sposób uniknąć wrażenia gry. Jest to gra w strojenie min, w nabijanie się ze swojej bufonady jako artysty i z bufonady refleksji o sztuce, bufonady całej sceny artystycznej. W gruncie rzeczy ta gra idzie o bardzo wysoką stawkę: niezależność. O bycie - jak to określił sam Robakowski - trutniem organizacyjnym. [3] Ironiczna jest nawet nazwa - Termogramy to inaczej Obrazy gorące.
W katalogu do wystawy Termogramów w lubelskim BWA pisał: Proszę, dodajcie mi prądu. Lubię ten smak woltów - 10, 20, 40, 80, 150, 200... Jeszcze proszę o kolejne 10 - to już wystarczy! Czuję się świetnie, jest mi błogo, dobrze. [...] Przez moje ciało przebiega rozkoszne mrowienie. Rozkosz? To wzbudza skojarzenia erotyczne, o których nie wspomina ło się do tej pory w kontekście działań twórcy Warsztatu Formy Filmowej. W następnym zdaniu Robakowski wyjaśnia: Czuję, że TA SZTUKA staje się czysta, bowiem nie mam żadnej intencji WAM do przekazania, mimo, że stałem się naszym wspólnym ekranem energetycznym. [4]
Ujawnianie postaci autora nie polega na pokazywaniu jego rozterek duchowych, tylko na ujawnianiu ciała - i jego doznań: rozkoszy czy bólu. W wielu pracach Robakowskiego następuje sprzężenie ciała z urządzeniami optycznymi. Awangardowa bio-mechanika została tu zresztą też zakwestionowana. Optymizm awangardy - widzący twórcę jako przekaziciela energii, inżyniera kształtującego nowy świat i nowego człowieka - zostaje sprowadzony w takich pracach, jak Biologiony (gdzie geometryczny rysunek tworzą odbitki włosów z brwi autora), do rozwiewania związanych z utopią złudzeń, pokazania, że geometria może być dziełem przypadku.
Wystawa nazywa się Obrazy organiczne. Organiczny to znaczy naturalny, który odnosi się do czegoś żywego. Organiczna może być chemia badająca procesy zachodzą- ce z udziałem pierwiastka życia - węgla. Organiczny jest przeciwieństwem tego, co mineralne, martwe, ale też wyabstrahowane z życia, plasujące się na wyższym poziomie - idei, rozumu, Logosu. Organiczny to ten, co trzyma się materii, najniższego jej poziomu, tkankowego, pozawerbalnego. Obydwa te znaczenia odnajdziemy w twórczości Józefa Robakowskiego. Po pierwsze nie ma tutaj metafizyki obrazu, jest zawsze konkret, najbardziej podstawowa rzecz - nośnik obrazu czy też jego język jest ujawniany, są ujawniane części składowe obrazu - choć potem okazuje się, że to złudzenie, bo co za konkret może być na przykład w Fotografiach astralnych czy w Fotografiach "niczego". Więc konkret może być pozorny, a prace mogą mu zaprzeczać. Ale też wspomniane fotografie nie prowadzą w stronę transcendencji, bo pokazywanie na zdjęciach rzekomych materializacji myśli jest kpiną z tego typu dążeń. Po drugie, ciało pojawia się u Robakowskiego często. Ale to tylko ciało, często "bohaterami" prac są jego części, czego przykładem mogą być: epopeja cierpiącego kciuka, historie palców u rąk czy też boląca noga.
Organiczność dla Robakowskiego to taka konstrukcja dzieła, która godzi ze sobą logiczną konstrukcję z nieprzewidywalnym wypełniaczem, geometrię z obrastającą ją tkanką bezformia (informel). I to upodobanie ma swoje źródło w czasach studiów - tym razem w Toruniu, gdzie uczył się historii sztuki i konserwacji. Zainteresował się wtedy... gotykiem. Sam o tym mówił: Fascynowały mnie kręte schody w wieżach kościelnych, gdzie będąc osaczony ciasnot ą trzeba było z konieczności pokonać setki stopni, aby odzyskać biologiczne uwolnienie. [5]
Pierwsze obrazy, które Józef Robakowski wykonywał, mniej więcej w okresie gdy zdawał do łódzkiej Filmówki, to barwne prace niewielkich formatów, co do których nie ma się pewności czy to obrazy czy fotografie. Powstałe pod koniec lat pięćdziesiątych nawiązują do odwilżowego informelu. Ale już tutaj przejawia się idea, która będzie nurtować twórczość artysty do dzisiaj. Są to bowiem obrazy, nad którymi autor nie panuje do końca, których efekty zobaczyć może dopiero po pewnym czasie i które mogą go zaskoczyć. Kolorowe plamy, rozlewane w barwne kleksy tworzą abstrakcyjne, biologiczne, bogate struktury. Podobnie powsta ły późniejsze Obrazy intuicyjne.
W Biologionach tak jak w Termogramach odzywa się idea obrazu, który w pewnym sensie sam się tworzy i sam unicestwia. Niektóre z nich wykonane zostały techniką odbitki cieplnej, są przy tym rysunkami wykonanymi jednym posunięciem kreski, przez co nawiązują do idei Wacława Szpakowskiego, inspirowanych organiczną geometrią roślin czy sztuki ludowej.
W inny sposób przejawiają załamanie wiary w obraz Fotografie astralne. Pomysł wziął się z chęci pokazania obrazu, który nie istnieje realnie. Na wzór XIX-wiecznego Paryża, Robakowski organizował seanse mediumistyczne. Zdjęcia z tej serii są rzekomo odbitkami myśli, pragnień, życzeń - tego wszystkiego, co ludziom chodzi po głowach. Powsta- ły jakoby przez przyłożenie do ciała osoby, której myśli się fotografuje. Tak samo Fotografie "niczego" nie pokazują, jakby wskazywał ich podtytuł, nieba. Obraz, którego mają być odbiciem, nie istnieje. One same są nietrwałym zapisem procesów zachodzących na papierze termoczułym.
Prace z serii Kąty energetyczne powstały z łączenia z malarstwem technik fotograficznych. Kąty mają w sobie pewien potencjał "energetyczny", wyrazowy, wcinają się albo w bezkształtne plamy koloru, albo same panoszą się na płaszczyźnie, tworząc nieustanne napięcia na powierzchni obrazu. Można je także wynaleźć w przestrzeni miasta - na przykład w dachach kamienic. Tutaj konstrukcja nie pełni już funkcji porządkującej, geometria walczy tu z brakiem formy, a rozum zmaga się z irracjonalnością.
Impulsatory to z kolei prace wideo, które poprzez rytmiczne impulsy świetlne tworzą powidoki na siatkówce oglądających. W oku powstaje więc obraz czegoś nieistniej ącego, obraz niemożliwy. Nie może być bliższej ciału odbitki. A obraz powstaje tu... z oślepienia.
O Termogramach już wspominałam. Dodam, że i tutaj obraz został utworzony przez dotyk, z położenia rozgrzanych przedmiotów na czułej kartce papieru. (Robakowski by pewnie powiedział: kartkę to boli).
Poczucie humoru, twórcze nawiązania do body artu, sztuki konceptualnej, mistrzów eksperymentu filmowego, ale też Malewicza, Pawłowskiego czy Witkacego, autoironia, a także ujawnianie nieprzewidywalności nowoczesnych technologii - to wszystko sprawia, że modernistyczny paradygmat sztuki u Robakowskiego wyraźnie się załamuje. Lecz jego sztuka poprzez odwołanie się do swoich poprze- dników, do pewnych linii rozwojowych, jest dobrze osadzona w tradycji wewnętrznej autonomii artysty i kontestacji awangardy przez nią samą.
Robakowski poszukuje w sztuce pęknięć, niekonsekwencji i napięć. To jest dla niego najbardziej płodne, najciekawsze. Można powiedzieć - żywi się kryzysem. Odzywa się tu być może instynkt samozachowawczy artysty w czasie końca sztuki - jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało.
1. Tekst opublikowany m.in. na stronie: www.robakowski.net
2. Józef Robakowski, Operacja na realności, "Exit", 2002, nr 4, s. 2822.
3. Józef Robakowski, Wyznanie pseudoawangardzisty (z okazji jubileuszu), [w:] Galeria Labirynt 1974-1994, Lublin b.d., s. 118
4. Józef Robakowski, "Sztuka do bólu...", [w:] Termografie, Obrazy gorące, kat. wyst., Galeria Stara, BWA Lublin 1999.
5. Józef Robakowski, Energo-geometria, [w:] Bożena Kowalska "W poszukiwaniu ładu - artyści o sztuce", Galeria Sztuki Współczesnej BWA, Katowice, Galeria EL, Elbląg 2001.