Własne

Interwencje

Wywiady

Tomasz Samosionek, Rozmowa z Józefem Robakowskim

Danuta Ćwirko-Godycka, Być z Józefem Robakowskim

Marek K. Wasilewski, Odszukuję przeciwników

Maria Morzuch, Konserwator myśli

Aleksandra Więcka, Anarchista z ducha

Michał Jachuła, Rozmowa z Józefem Robakowskim

Bogusław Zmudziński, Kino jest dla mnie najpiękniejszą z instalacji

Adam Mazur, Rozmowa z Józefem Robakowskim

Łukasz Guzek, PĘTLE CZASU – jako monotonia energetyczna

Z Józefem Robakowskim rozmawiają Krzysztof Cichoń i Andrzej Walczak

Z Józefem Robakowskim rozmawiają Jacek Kasprzycki i Paweł Łubowski

Z Józefem Robakowskim, kuratorem wystawy Brzuch Atlasa, rozmawia Ewa Gorządek

Kino rozszerzone i kino materiałowe, Z Józefem Robakowskim rozmawia Grzegorz Borkowski

Łowię memy na fejsie, Z prof. Józefem Robakowskim rozmawia Katarzyna Bielas

Krytyczne


Jeszcze raz o „czysty film”

Rozmowa Marii Morzuch z Józefem Robakowskim


MARIA MORZUCH: Jesteśmy w mieszkaniu u Ciebie w Łodzi i to tutaj mieści się Galeria Wymiany. Ponieważ sens tej kolekcji polega na prywatności miejsca i osoby, jej kontaktach, więc jest to także historia Twojego życia, uczestnictwa w grupach artystycznych, fascynacji i przyjaźni, podróży i wizyt wielu gości. Galeria Wymiany powstała w 1978 roku. Jaki był początek i koncepcja kolekcjonowania, gromadzenia dzieł sztuki?

JÓZEF ROBAKOWSKI: Na początku były studia konserwatorskie, muzealne. I tam niewątpliwie nastąpiło rozbudzenie zainteresowania historią. Było mi to potrzebne do oceny sytuacji dzisiejszej.

M.M.: Prof. Maria Janion podkreśla znaczenie Ausbildung, edukacji, z zatrzymanymi faktami, impulsami, informacjami, książkami w naszej świadomości. I można sparafrazować tytuł "Czy będziesz wiedział co przeżyłeś na Czy będziesz wiedział co widziałeś?"

J.R.: Na studiach mówiono nam - trzeba robić "biblioteczkę". To ja to robiłem. Pojawiały się książki, dokumentacja, dzieła sztuki. Dzięki świadomości odkładania w pamięci ważnych, istotnych faktów zrodził się rodzaj hierarchii.
Dzisiaj jest ten czas (w sztuce) ahistoryczny. Co jest bardzo ciekawe. Ale jednak... Bez tego odniesienia do faktów historycznych, bylejakości byśmy nie rozpoznali.

M.M.: Albo czyjejś wielkości...

J.R.: Np. Katarzyny Kobro. Bez niej ani rusz, nie uświadomimy sobie co jest nową przestrzennością. I tak jest ze wszystkim, z polskim filmem eksperymentalnym, fotografią i video również. Kim jesteśmy w tej chwili? Odwołanie się do historii jest problemem transformacji mentalnej. Podczas przygotowań do egzaminów w Szkole Filmowej odkryłem dadaizm. Uczelnia ta była wtedy, w 1958 roku, najaktywniejszym miejscem "dla sztuki" w Polsce.

M.M.: Interesująca była więc tendencja w sztuce, pełna dystansu, ironii i wręcz szyderstwa. A z drugiej strony istniał kontekst edukacji rodzinnej, uniwersyteckiej, oparty na "narodowym" romantyzmie.

J.R.: Odkryłem w bibliotece dla siebie wielkie nazwiska - Hans Richter, Man Ray i Moholy Nagy. Wyszukiwałem postaci niestandardowe. Musiałem też takie znaleźć na terenie Polski. Najciekawszym artystą był wtedy dla mnie Andrzej Pawłowski, on bawił się tworzeniem.

M.M.: Zjawiska w sztuce, w historii sztuki określiły i konstruowały twoją twórczość, uczestnictwo w życiu artystycznym, później sposób kolekcjonowania.

J.R.: Jeśli chodzi o historię sztuki, pamiętam jak fascynowałem się ascetycznym gotykiem, absurdalnym dadaizmem, logicznym konstruktywizmem. Mieliśmy znakomite grono profesorskie w Toruniu, jak "święta pani" Jadwiga Puciata-Pawłowska (Malczewski, Wojtkiewicz), z Poznania przyjeżdżał Gwidon Chmarzyński (średniowiecze). W końcu to tutaj przecież znalazło się znakomite środowisko wileńskie. Poznałem Tymona Niesiołowskiego, o którym zrobiłem film w 1965 roku, tuż przed jego śmiercią. Uwielbiałem formistów, Czyżewskiego, Chwistka, Pronaszkę itd. Jak miałem coś kupić, to właśnie ich prace, które jeszcze w 1966 roku były tanie.

M.M.: Czy to były pierwsze dzieła w kolekcji?

J.R.: Chciałem mieć te prace, które byty kluczowe np. wczesny obraz Zbigniewa Pronaszki, rzeźbę Maziarskiej, obraz Lenicy z 1946 roku, niesłychanie interesujący obraz Gerarda Kwiatkowskiego z 1955 roku.

M.M. Te ważne akcenty punktujące swój czas...

J.R. Zbieram taśmy, sam dokumentuję wystąpienia wielu artystów. Kolekcjonuję wyjątkowe, niecodzienne pisma - prowokuję też, żeby powstały, bo wiem, że te zapisy świadczą o kulturze miejsca. To gromadzenie jest dla mnie czymś niesłychanie ciekawym.

M.M.: A jakie były pierwsze nazwiska artystów z Twojej generacji, których prace zachowałeś?

J.R.: Bycie w toruńskiej grupie Zero 61 oznaczało równolegle wymienianie się fotogramami kolegów. Mam prace Jerzego Wardaka, Andrzeja Różyckiego, Antoniego Mikołajczyka, Czesława Kuchty...

M.M.: Przejdźmy do czasu studiów w PWSFTViT w Łodzi, powstania grupy Warsztat Formy Filmowej. Piętrzą się wokół taśmy filmowe i kasety video, z których część będzie pokazana w wyborze w Muzeum Sztuki. Stały się one z czasem zapisem międzynarodowych kontaktów.

J.R.: Grupa Zero-61 miała charakter lokalny, a Warsztat powstały w 1970 roku działał w relacjach międzynarodowych. Szkoła Filmowa była znakomitym miejscem, gdzie przyjeżdżała wtedy masa gości. Muzeum Sztuki też to powodowało - międzynarodową atmosferę. Jako studenci, na początku jeździliśmy na Wschód, a to już były ciekawe kontakty, potem na południe - do Czechosłowacji, na Węgry, do Jugosławii, w końcu na Zachód, by odnieść naszą pracę do tamtejszej sytuacji. Przez Muzeum Sztuki, to bardzo ważne, nawiązaliśmy kontakty ze sztuką światową. W 1972 roku podczas wystawy Atelier...

M.M.: ...zorganizowanej przez Muzeum Sztuki i Richarda Demarco w Edynburgu...

J.R.: Spotkaliśmy Nam June-Paika, Charlotte Moorman i wielu innych. Wszyscy oni byli na naszych projekcjach. W ramach festiwalu filmowego odbył się też przegląd filmów Warhola, na który przyjechali ludzie z nim związani.

M.M.: Znaleźliście się w światowej rzeczywistości artystycznej.

J.R.: Wówczas w 1973 roku dyrektor Ryszard Stanisławski zaprosił nas na 25 dni do Muzeum Sztuki i to był pierwszy wielki show multimedialny. Zajmowaliśmy się wtedy głównie komunikacją, przekazem obrazu i dźwięku na odległość. Użycie wozu transmisyjnego pozwoliło nam na zrealizowanie pierwszej na świecie artystycznej instalacji telewizyjnej w profesjonalnych warunkach. W tym czasie poznaliśmy Gerarda Kwiatkowskiego, twórcę Galerii EI, z którym się zaprzyjaźniliśmy podczas naszych częstych wizyt w Elblągu.

M.M.: Czy to wówczas podarował ten obraz z 1955 roku?

J.R.: Wtedy to było - nie zbieranie prac, ale intensywne życie. Z kolei podczas Kinolaboratorium w Elblągu pokazywaliśmy historyczne filmy Stefana i Franciszki Themersonów i Hansa Richtera oraz eksperymentalny film "Barwy granatu" Sergiusza Paradżanowa.

M.M.: W katalogu podkreślamy osobisty kontakt ze Stefanem Themersonem, zamieszczając Waszą korespondencję. Jak zaczęła się znajomość z tą wielka postacią filmu eksperymentalnego?

J.R.: Znaleźliśmy w archiwum Szkoły Filmowej "Żywot człowieka poczciwego" z 1937 roku i zajęliśmy się dystrybucją filmu. Faktycznie go odkryliśmy. Wcześniej, w 1965 roku, Urszula Czartoryska wydała znakomitą książkę "Przygody plastyczne fotografii", gdzie zamieszcza informacje o Themersonach. Jeszcze jedną ważną postacią był dla mnie Jalu Kurek, twórca filmu eksperymentalnego OR. Nam potrzebna była historia, tradycja. Kiedy zaprosiliśmy Stefana Themersona na nasza projekcję w londyńskiej Hayward Gallery, organizatorzy powitali go jako "mistrza". Byliśmy bardzo dumni, że na pokazy Warsztatu Formy Filmowej przyszliśmy z naszym "ojcem".
W skali europejskiej mieliśmy prezentacje w Knokke-Heist w 1974 roku, gdzie zetknęliśmy się po raz pierwszy z całą światową awangardą, znakomite kontakty podczas pobytu w Łodzi odwiedził nas G. Uecker, a D. Honisch, dyrektor Muzeum, zaprosił nas do Essen.

M.M.: To było krótko po wystawie polskiego konstruktywizmu w 1973 roku w Essen, pierwszej dużej prezentacji zagranicą.

J.R.: Braliśmy udział w Film as Film, w Documenta 1977, w wystawie Works and Words w Galerii de Appel w Amsterdamie - przyjaźń z Wies Smals, od której otrzymałem dla już wtedy istniejącej Galerii Wymiany istotne materiały.

M.M.: Tam w 1979 roku nastąpiło spotkanie sytuacji Wschodu i Zachodu.

J.R.: Tak, my pewne miejsca odkryliśmy wcześniej, jak np. Jugosławian. W 1978 roku przyjechali do Polski, przywieźli wiele materiałów (a oni byli żądni rozpowszechniania) i prawie wszystko mi zostawili. Kolekcja od tego się właściwie zaczęła. Pamiętam siedzieliśmy w starym mieszkaniu, w ciasnej kuchni wszyscy razem - artyści i teoretycy jugosłowiańscy. Wtedy właśnie związałem się z Małgorzatą Potocką, współzałożycielką tej domowej galerii.

M.M.: Jak wyglądała znajomość z czeskimi artystami, przepływ informacji i wzajemne rozpoznanie sytuacji artystycznych?

J.R.:Poznałem Jiři Valocha, Milana Grygara, Jiři Kolářa...

M.M.:Gdzie i kiedy się poznaliście?

J.R.:W 1976 roku w praskim klubie jazzowym pokazywałem filmy. To były tajne spotkania rotacyjne, przyszło wielu czeskich artystów. Valoch powierzył mi wtedy 20 30 swoich prac. Przyjeżdżał do Polski jako turysta organizować wystawę Poezji Wizualnej.

M.M.: Do Łodzi...

J.R.: I do Lublina.

M.M.: Czas Stanu Wojennego w Polsce w 1981 roku i zamrożenia życia publicznego...

J.R.: Urwanie kontaktów - mechaniczne. Listy kontrolowane, a przesyłki likwidowane. Wkrótce pomógł nam Guy Schraenen z Antwerpii, wydawca niezależnych publikacji, który bardzo intensywnie z nami współpracował. Kontakt był niezwykle owocny dla wymiany informacji poza formalnymi kanałami instytucjonalnymi.

M.M.: Prócz załamania wielu kontaktów, utrudnień paraliżujących życie prywatne, artystyczne, z czasem znaleźliście nowy informacyjny nośnik audiowizualny. Pojawiły się kamery video; rodzaj kina domowego, rejestracja materiału, przepisywanie taśm i ich nielegalna dystrybucja.

J.R.: INFERMENTAL - pierwszy międzynarodowy magazyn video. Lato wcześniej wymyśliliśmy to w Budapeszcie z Gáborem Bódy, z którym łączyła mnie wyjątkowa przyjaźń. On był na stypendium DAAD w Berlinie, a jego żona, Veruschka, w Kolonii. Zarejestrowane w Polsce prace, filmy przepisane domowym sposobem na video, mogły przedostać się do Budapesztu (również dzięki naszym studentom z "Filmówki", jak Miklós Novottny), a stamtąd szły w świat rozpowszechniane przez INFERMENTAL. Działało to też w druga stronę. Stworzył się swego rodzaju videomagazyn. Pokazywałem przysłane taśmy w Galerii STK, w różnych niezależnych galeriach i w domu. Na kasetach można wszystko zmieścić.

M.M.: W ten sposób oglądaliśmy zapisy performance, ale i pierwszą fabułę Jarmuscha, amerykańskie videoclipy Zbigniewa Rybczyńskiego, filmy Marii Vedder w krótkim czasie po ich powstaniu. To było niebywałe, że w sytuacji odcięcia istniał tak aktualny kanał informacji audiowizualnej. Wtedy był to też powód wspólnego oglądania, gromadzenia się, wspólnego bycia.

J.R.: Do tej pory, za co dziękuję w katalogu - uczeń nie żyjącego już G. Bódy'ego Egon-Bunne (Kolonia), przysyła mi kasety. Galeria Wymiany to wymiana myśli, nie pieniędzy i dlatego uczestnicy INFERMENTALU godzili się bezinteresownie na pokazy w różnych miejscach.

M.M.: W latach 90., bo wtedy to szczególnie jest widoczne, odkryłeś bardzo wcześnie młodych, nieznanych artystów.

J.R.: To jest to samo co w kolekcjonerstwie. Pewnie wynika to z obserwacji i doświadczeń belferskich. To jest metoda życiowa, nie zasklepiania się, a wzbogacania o coś kolejnego, istotnego. Broń Boże to zlekceważyć.

M.M.: Dariusz Korol z Lublina dawno już został przez Ciebie zauważony. Teraz dwa miejsca w Łodzi, m.in. Galeria Wschodnia, chcą pokazać jego obrazy. Jaki był początek Waszej współpracy?

J.R.: Rozpoznałem go dwa lata wcześniej, poprzez jedną maleńką czarno białą reprodukcję w katalogu lubelskiej Galerii Kont. Na dużej organizowanej przeze mnie wystawie "Energia Obrazu" ten młody artysta potwierdził swoją jakość wyśmienitym zestawem prac. Kiedy pojechałem do niego, poznałem jego zaplecze intelektualne, porozmawiałem i wiem, że jest niezwykłym facetem.

M.M.: Przywołałam nazwisko Korola. Może przypomnisz jeszcze kogoś...

J.R.: Jadwiga Sawicka, idealnie to samo. Znaleziona gdzieś na prowincji, fantastyczna.

M.M.: W tym roku miała wystawę indywidualną w Galerii Foksal, wcześniej w 1996 roku w Galerii FF w Łodzi.

J.R.: Nie tylko, wystawiała też w Zamku Ujazdowskim, a teraz "obstawiają" ją chłopaki z pisma Machina, mając za najciekawszą. To jest bardzo interesująca postać z krakowskiej szkoły, od prof. J. Nowosielskiego. To musi być bardzo silna osobowość, jeśli zdołała "wyrwać się" aż tak daleko.

M.M.: Korol, Sawicka, kto jeszcze...

J.R.: Fascynuje mnie wciąż bardzo ciekawa postać, fotograf amator Tomasz Machciński z Kalisza.[1]

M.M.: Później w telewizji prezentowano film o tej postaci.

J.R.: Henryk Dederko zrobił ten film w naszej telewizyjnej Stacji Ł.

M.M.: Kto jest najbardziej przez ciebie ceniony spośród twórców polskiego video-clipu?

J.R.: Yach-Film. Nowe pokolenie wychowane multimedialnie. Widzieli prace Z. Rybczyńskiego, Warsztatu Formy Filmowej. Znając już dobrze elektroniczna robotę, szukali też źródeł. Musieli odbić się od tego, co powstało wcześniej, startowali więc od pułapu Rybczyńskiego, mając ambicję zrobić lepsze rzeczy.

M.M.: Jak było z Twoimi wyjazdami do Jarocina, jeśli mówimy o video i muzyce. Na kolejnych festiwalach rejestrowałeś tam różne zdarzenia, publiczność.

J.R.: Były to lata 80., wtedy muzyka odgrywała szalenie ważną rolę. Kiedy wszystko było unicestwione, jedyną szansą była witalność. Ta witalność przejawiła się w nowej ekspresji, a szczególnie w muzyce. Pamiętam, jak w Jarocinie punkowcy tańczyli pogo, a ja wchodzę z kamerą między nich i słyszę "Panie, sp... Pan, bo tu będzie potworna zadyma ...". Ja to wszystko wytrzymałem, gdy oni mnie tym piachem obsypali, stad ten szacunek! Było to bezpardonowe wejście w ich sytuację i odniesienie się do niej.

M.M.: Jak wyglądała współpraca z kapelą Moskwa przy realizacji video-clipów?

J.R.: "Moskwa" została odkryta w ramach podziemnej imprezy "Prawdziwe brzmienie Łodzi", którą zorganizowali Sasza Honory i Wojtek Grochowski w 1983 roku. Na zlot dotąd nie odkrytych kapel przyjechało ich 30. Graliśmy na pewno najszybciej" mówili chłopcy z "Moskwy". Dostali nagrodę w Jarocinie. Zafundowałem im 19 nagrań, nająłem faceta w piwnicy, który miał tam podziemne studio. Pięć nagrań wykorzystałem.

M.M.: Gdzie te video-clipy były pokazane?

J.R.: Z czasem, także w telewizji. Pomimo tego, że nie mają parametrów profesjonalnych. Są autentycznymi "wojennymi" clipami. To jest ich argumentem.

M.M.: A co dzisiaj?

J.R.: Dzisiaj Galeria Wymiany ma olbrzymi zbiór. A najbardziej cieszę się ostatnio z dwóch obrazów uczennic wybitnej malarki aborygeńskiej Emily Kngwarreye, które będą eksponowane na wystawie.

[1] Sztuka Osobna, kat.wyst., Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa 1992.